Katarzyna Hoffman
W przyrodzie żaden pasożyt nie eksploatuje nadmiernie swojego żywiciela, bo powoduje to jego własną szkodę, a że w zasadzie wszyscy pasożytują bezpośrednio bądź pośrednio na wszystkich to znaczy cały ekosystem jest w dynamicznej równowadze. Wzajemne pasożytowanie niektórzy nazywają też współpracą ale to temat na inny wpis.
Dla przykładu - owoce istnieją aby zamieniać zwierzęta w nawóz dla nasion - są celowo i planowo trujące. Jedne zabijają w kilka godzin, inne w kilka lat - ale sens istnienia jest prawie zawsze ten sam - oszukać zwierzę kolorem, zapachem i smakiem aby oddało swoje zasoby glebie w pobliżu rośliny bądź jej nasion.
Z uwagi na drastyczne różnice w możliwościach reprodukcyjnych samców i samic - strategia pasożytowania na nich powinna być inna. I jest inna. Gdy owoc otruje samicę doznaje szkody, bo populacja jego żywiciela (dostawcy nawozu) doznaje szkody, a zatem roślinie bardziej opłaca się truć samców niż samice. Dlatego rośliny ewolucyjnie zdywersyfikowały swoje pasożytnicze strategie i starają się nie truć osobników z preferencjami typowymi dla samic. Praktyczną konsekwencją tego zjawiska jest to, że banan, ogórek i cukinia, mimo, że są owocami - są jednak jadalne. Ale już bakłażan, który swym kształtem jest bardziej biustowaty niż falliczny - jest trujący (owoce psiankowatych są trujące).
Jeśli owoc przypomina jakąś część ciała kobiety - jest z pewnością trujący, bo jego targetem jest samiec (samiec twój wróg! hehe) - jak np. jeżyny, melony, mango, maliny, cytrusy czy winogrona. Jeśli owoc ma kształt bezwstydnie męski - jest z pewnością bezpieczny do zjedzenia, bo ma odmienną strategię pasożytowania na swoich konsumentach - pasożytuje przez karmienie (jak nadopiekuńcza matka) i korzysta z odchodów a nie ze zwłok swoich żywicieli.
I to wszystko można ustalić bez użycia mikroskopu, chromatografu
ani nawet bez użycia testów PCR! 😎